Zipolite/Mazunte/La costa
http://www.travelpod.com/travel-blog-entries/darienzoitberg/1/1448323200/tpod.htmlTak więc spędziłem tydzień na plaży nad pacyfikiem. Trzy noce w hamaku, dwie noce w hostelu. W hostelu doceniłem luksus prysznica, kuchni, bezpieczeństwa i błogiego lenistwa. Poznałem ludzi, którzy cenią sobie wolność. Większość z moich znajomych w hostelu żyje z dnia na dzień. Zarabiają robiąc różne pierdoły ręcznie. Bransoletki, kolczyki, naszyjniki, a potem sprzedają to bogatym amerykanom na ulicy. W wolnym czasie leżą w hamaku, chodzą nad ocean, jedzą, piją i palą skręty. Część z nich ma dredy, a niektóre dziewczyny chodzą z nieogolonymi nogami. W pewnym sensie możnaby powiedzieć, że Ci ludzie są naprawdę wolni. Stwierdziłbym nawet, iż osiągneli taką wolność, o której marzy wielu z nas. Nie zależy im na pieniądzach, wyglądzie, zdrowiu
. Często są uzależnieni od używek, ale nikomu nie szkodzą. Twierdzą, że takie życie daje im szczęście. Pamiętacie moje dywagacje na temat piramid, rzeźb dziwnych i tych wszystkich antycznych antyków? Zasanawiałem się wtedy po co Ci indianie wkładali tyle wysiłku zamiast leżeć i spać w hamaku godzinami. Teraz już wiem po co robili te budowle. Ja po dwóch dniach spędzonych wśtód tych trochę nowocześniejszych hipisów miałem ich dość. Ich życia z dnia na dzien, zajmowania się niczym. Braku aspiracji i ambicji. Być może jestem jeszcze zamknięty. Nie mam wolnego ducha i nie rozumiem prawdziwej wolności. Prawdziwa wolność jednak zmieniła dla mnie znaczenie. Nie jest to już możliwość spania w hamaku całymi dniami. Wolność to dla mnie ciągła droga. Droga do szczęścia. Droga do poszukiwania spełnienia. Wolność to nie nic nierobienie. Wolność to możliwość robienia wszystkiego na co mamy ochotę i co jest zgodne z naszym sumieniem, moralnością. A ochota na robienie niczego to uleganie naszym najprostszym pragnieniom. To nie wolność.
Wolnością jest praca, którą lubimy. Rodzina dla której z własnej woli wstajemy codziennie rano z łóżka
. To aspiracje i ambicje, które jako wolni ludzie możemy realizować i dążyć to ich realizacji.
Z drugiej strony są też tacy, którzy tylko pozornie byli hipisami. Jedna dziewczyna, całkiem zadbana codziennie rano wstawała i przez kilka godzin robiła swoje bransoletki. To był jej sposób na podróżownie. Była inteligentna. Może nie wnosiła wiele w społeczeństwo. Ale jej postawa znacząco różniła się od postawy reszty ludzi.
Do końca nie wiem, czy była w drodze, czy też od kilku lat mieszkała na plaży jak pewna okropnie brzydka czeszka. Ale miała w sobie coś co pozwalało mi myśleć, że jedynym celem jej życia nie było zaspokajanie swoich najprostszych potrzeb i leniwe spanie na hamaku.
Kiedy byłem mały pytałem mamy dlaczego muszę się uczyć. Twierdziłem, że byłbym szczęśliwy żyjąc na plaży w Jemenie i łowiąc ryby żeby mieć co jeść. To jednak była wizja bardziej zbliżona do życia Amiszów niż do życia hipisów. Bo jak tak patrze, to Amisze to tacy religijni hipisi
. Czerpią morale z biblii i są dobrymi ludźmi. Troszkę wykorzystują system, bo to reszta świata tworzy dla nich leki i wynalazki, ale bez wątpienia jeśli miałbym tworzyć wizję utopii to byłaby to społeczność amiszów niż "wolnych" ludzi mieszkających na plaży.
Cieszę się, że poznałem dwie strony. Wiem, że lenistwo i spanie w hamaku nie dałoby mi szczęścia. I tu po raz kolejny widzę jak bardzo odpowiedni zawód dla siebie wybrałem... Medycyna pozwoli mi być z pewnością kimś więcej niż leniwym egoistą. A pamiętajcie, że lenistwo poniekąd leży w mojej naturze.
Podczas tych dni oczywiście też trochę poleżałem w hamaku. Dostałem propozycje od pracownika hotelu, żeby z nim rano popłynąć na ryby to zobacze delfiny. To była zła decyzja z dwóch względów. Po pierwsze złodziej z niego. Kazał sobie zapłacić jako "zrzutka na benzynę" 150 pesos czyli jakieś 40 złotych. A nas wycieczkowiczów była trójka. No okej benzyna kosztuje ale on i tak płynął na ryby, my mu mieliśmy pomagać, a benzyna tyle nie kosztuje. Zrobił sobie więc z tego źródło dochodu i to takie nieprzyjemne było. Nie wiem jak to się stało, że się zgodziłem, ale jestem pewien, że idąc do portu z rana któryś z rybaków by mnie wziął za darmo za ofertę pomocy. Wyczyszczenia łodzi, czy cokolwiek
. Za samo to, że jestem z Polski.
Po drugie podczas przepychania łodzi dostałem okropnego bólu nerki, o którym już wiecie. Wsiadłem na łódkę i spędziłem może 20 minut. Zobaczyłem pół wschodu słońca i pół delfina. Ból był nie do wytrzymania. Dostałem się na ląd, potem do hostelu, wziąłem leki i dalej już pamiętacie.
W ten sposób straciłem 150 pesos. Przeżyłem najgorszy ból w życiu i przeżyłem. Dla przypomnienia dodam, że wciąż nie wiemy co to jest. Czy to infekcja czy kamień. Jeśli to infekcja no to już wiem, daczego należy zmieniać bielizne codziennie, szczególnie nie wolno nosić tych samych mokrych gaci do pływania w oceanie i spania i chodzenia w upalnym wilgotnym klimacie przez kilka dni z rzędu. No co. Sądziłem, że to tylko głupie gadanie, a brak higieny nie może spowodować choroby. Od teraz wprowadzam zasadę podróżniczą "zero tolerancji dla lenistwa" i w miarę możliwości postaram się prać gacie jak najczęściej a nie tylko jak zdrowy rozsądek każe. Zdrowy rozsądek się mocno nagina jeśli człowiek jest leniwy....
Wiem już też po co się kupuje ubezpieczenie podróżnicze i po co targam ze sobą kilkadziesiąt tabletek różnych leków. Apteczka podróżnicza z antybiotykami to zbawienie.